sobota, 7 października 2017

Przyszło nowe

Ostatnio znajomy zapytał mnie (to już był chyba kolejny raz...), czy piszę jeszcze na blogu. I pomyślałam, że może warto spróbować go odświeżyć trochę. Są chwile, okresy, kiedy nie jestem zbyt systematyczna albo szybko się nudzę jakimś projektem - to wynika chyba z tego, że mam dużo różnych pomysłów i chciałabym je realizować wszystkie naraz :) Ale tego bloga nadal uważam za fajny pomysł i trochę szkoda mi go zarzucać. Próbuję więc po raz kolejny :)
(Jarku, dzięki za motywację, nawet nieuświadomioną ;) )


Wraz z jesienią przyszło nowe - nowa praca. O zmianie myślałam już jakiś czas. Z jednej strony zaczęły mnie męczyć dojazdy do stolicy i pobudki o 4 rano, brak czasu dla siebie i kilku ważnych dla mnie osób, brak czasu na cokolwiek, bo nawet odpoczynek nie był zbyt efektywny. Z drugiej strony zaczęłam się zastanawiać, czy tam, w tamtej pracy czeka mnie jeszcze coś, co mogę osiągnąć, coś kreatywnego, coś, co będzie jakimś wyzwaniem. Ale także zdarzyło się kilka sytuacji, które sprawiły, że zaczęłam się rozglądać za czymś innym - tym razem w moim mieście. Udało się :) Chcę wierzyć, że nowa praca to efekt nie tylko "wślizgnięcia się" w wakat, który się nagle pojawił, ale też autentycznego zainteresowania moich obecnych pracodawców moją osobą, tym, kim jestem, co umiem i co mogę zaoferować nowej placówce. Mój brak wiary we własne siły i umiejętności mocno tu przeszkadzał, zwłaszcza w okresie zaraz po rozmowie kwalifikacyjnej, kiedy to od "nie było tak źle" płynnie przeszłam do "zrobiłam z siebie błazna" ;) Ale najwidoczniej pierwsza wersja była bliższa prawdy, bo pracę dostałam i od początku września jestem już tutaj.

No i jak? - to pytanie zadało mi sporo osób. Minął dopiero miesiąc, ale to, co już mogę powiedzieć, to że naprawdę dobrze się czuję w nowym miejscu. Ludzie są życzliwi i chętnie mi pomagają, gdy czegoś nie wiem. Wyzwań jest sporo. Największym jest dla mnie (jak na razie!) poprowadzenie szkoleń bibliotecznych dla anglojęzycznych studentów. Angielski znam nienajgorzej, dogadam się, na Erasmusie byłam (o ostatnim będzie jeszcze osobny wpis), ale baaardzo się stresuję, gdy muszę występować publicznie, a tym bardziej - w obcym języku, gdy nigdy tego do tej pory nie robiłam. Ale myślę, że i tu dam radę :) W obecnej pracy angielski jest ważny, zapisałam się więc na kurs do mojej ulubionej szkoły językowej, żeby sobie powtórzyć pewne kwestie, ale też trochę podszkolić. Myślałam, że poziom B1 będzie dobry, ale po rozmowie w szkole lektorka zaproponowała mi B2. Więcej pracy, nieco trudniej, ale powinnam dać radę. Zaczynam za półtora tygodnia.



Nowa praca jest w kilku aspektach bardzo podobna do poprzedniej (biblioteka akademicka, wolny dostęp, szkolenia), ale też różni się od niej (jeden, bardzo specyficzny profil zbiorów, słownictwo fachowe, bazy). Sporo do nauczenia się, ale nie jest to niemożliwe. Ponieważ biblioteka organizowała konferencję w trzecim tygodniu mojej pracy, pomagałam przy jej obsłudze i było to bardzo fajne doświadczenie, podobnie jak udział w dniu organizacyjnym uczelni dla studentów I roku. Te dwa wydarzenia nie tylko pomogły mi zintegrować się z kilkoma osobami, których przecież do tej pory nie znałam, ale też zintensyfikować proces, jakim jest identyfikacja z macierzystą jednostką.

Generalnie - jest fajnie :) Mam blisko z domu do pracy, wysypiam się, odświeżam moje kontakty i umacniam nieco rozluźnione przez poprzedni tryb życia stosunki towarzyskie :) Mam czas, by więcej czytać, oglądać filmy, odpoczywać. Brakuje mi zwłaszcza dwóch koleżanek z poprzedniej pracy, z którymi bardzo się zżyłam, ale mam nadzieję, że uda nam się utrzymać kontakt. Na razie planujemy spotkanie w listopadzie, po zakończeniu całego październikowego szumu na naszych uczelniach.

2 komentarze:

  1. Cześć. Zajrzałem dziś tak bez powodu, ot gmerałem w zakładkach i trochę czyściłem i... czy to o mnie? :)

    OdpowiedzUsuń