niedziela, 6 maja 2018

Czytam, więc jestem... lepszy?

Od jakiegoś czasu czytam posty zamieszczane na Facebookowej grupie dotyczącej książek, a dokładniej - konkretnego ich rodzaju, który bardzo lubię. Dołączyłam do niej, mając nadzieję na inspiracje czytelnicze i rzeczywiście mam już sporo pozycji w notesie z książkami "do przeczytania". Rzadko udzielam się w dyskusjach, ale czasami ręce mi opadają, gdy czytam niektóre wypowiedzi.





Dziś ktoś zadał pytanie dotyczące ilości przeczytanych dotychczas w bieżącym roku książek. I się zaczęło. Nie wiem, czy rzeczywiście ktoś jest w stanie przeczytać 60-70 pozycji w 4 miesiące, ale przecież nie mnie oceniać, nie znając tej osoby, jej sposobu czytania, stylu życia itp. Niestety, znalazły się osoby na grupie, które bardzo chętnie podały w wątpliwość możliwość aż tak szybkiej i obszernej lektury. Okej, mają do tego prawo. Nie rozumiem jednak podawania "argumentów" (cudzysłów zamierzony), które dotykają spraw, o których nic nie wiemy, spraw z prywatnego, a często bardzo osobistego życia: "to chyba brak pracy", "trzeba chyba siedzieć na zwolnieniu, żeby móc tyle czytać"czy - najbardziej dla mnie irytujące - "to chyba trzeba nie poświęcać czasu bliskim, żeby czytać w takim tempie". Nie rozumiem. Po co wtrącać się w czyjeś życie? Po co dezawuować czyjeś dokonania? Myślę, że to zazdrość i w sumie rozumiem, a nawet wg mnie nie ma w tym nic złego dopóki - właśnie! - nie tykamy kogoś osobiście. Ja też trochę zazdroszczę osobom czytającym tak dużo - mają możliwość poznania o wiele większej liczby ciekawych książek niż ja. Uważam jednak, że takie "argumentowanie" jest nie na miejscu.

Do czego zmierzam? Coraz częściej mam wrażenie, że ci, którzy czytają, czują się lepsi niż ci, którzy nie czytają. Jestem bibliotekarzem, kocham czytanie i uważam, że człowieka ubogaca, daje świetną rozrywkę, poszerza wiedzę, słownictwo. Długi czas zajęło mi zrozumienie, że można nie lubić czytać. A właściwie nie tyle zrozumieć (bo skoro sama tego nie doświadczam, to i zrozumieć do końca nie mogę), co pozwolić ludziom na nieczytanie. Dać im prawo do innych rozrywek, które też rozwijają, ubogacają, dają przyjemność. Często natomiast widzę, szczególnie w internecie, że ludzie czytający uważają się za lepszych tylko dlatego, że lubią czytać i to robią. A jeszcze bardziej przykre jest to, że z równym lekceważeniem traktują "swoich", czyli inne osoby czytające, zazdroszcząc im i wytykając jakieś sprawy, wyimaginowane sytuacje czy rzeczy, które inni według nich "powinni" robić. To trudne - przyznać, że ktoś jest lepszy od nas, ale uczciwiej jest szczerze napisać "nie wierzę, ze tak można" lub "zazdroszczę" niż wchodzić w prywatność ludzi, których się przecież nie zna, sugerując coś, o czym się nie ma pojęcia. Albo w ogóle nic nie pisać.

Długi tekst jak na małą rzecz, powie ktoś :) Może za bardzo przeżywam takie dyskusje, może to "tylko" internet, ale jakoś mnie takie sytuacje irytują i są w pewnym stopniu smutne. Lubię rzeczowe, konkretne dyskusje, a tu mi takiej zabrakło.

Z bibliotekarskiego pola - w tym tygodniu jadę do Gdańska na Konferencję Bałtycką. Nawet coś tam powiem ;) Cieszę się i stresuję w równym stopniu, jak zawsze, gdy muszę występować publicznie. Mam jednak nadzieję, że to będzie miły czas :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz